|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
DeeJay
GM Charon
Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z... placu wojny
|
Wysłany: Nie 20:15, 27 Sie 2006 Temat postu: Czas start! |
|
|
Zaczynam swoją Linran w wiosce Bree.
Tego wieczoru siedziałam w tawernie pod " Ciernistą koroną " dosyć obskurnym miejscu. Siedziałam przed kuflem piwa, a na jego dnie szukałam odpowiedzi na pytanie: " kiedy w końcu znajdzie się ktoś kto będzie chciał mnie zabić? ".
I wtedy podeszła Fala, wyglądała jak zwykle, czyli srebrne loki i czarna suknia.
Wiedziałam że ona miała dla mnie jakąś brudną robotę. Usiadła obok, zabrała mój kufel i dopiła piwo.
- Linran, od kiedy dzieci piją?.
- Odwal się - syknęłam.
- Dziewczyno! ty nigdy nie oduczysz sie tego... sarkazmu i tej bezczelności. Może znajdziesz sobie faceta to wtedy...
- Zamknij się!, nie wal mi tu kazań. A ten który mi się kiedys podobał Aaron już dawno gryzie ziemię... Nigdy już się nie zakocham. - przerwałam beznamiętnie Fali.
Ta baba miała dar do wkurzania demonów, już po kilku słowach miałam ochotę wyjść. Niestety nie mogłam, ta cała niegrzeczność zmierzała w jedna stronę - uciszenia kogoś.
Tak wiec cierpliwie czekałam.
- Mam robotę - w końcu zagruchała.
To dziwne, wie dobrze że nie jestem mężczyzną dlatego ten cały jej seksapil na mnie nie działa. A nawet gdybym była to nigdy nie chciałabym się budzić i widzieć jej pysk.
- Długo musiałam czekać aż to powiesz. Kogo mam zabić? - zapytałam.
- Oj, nie mów zabić, to takie brzydkie słowo, lepiej brzmi uciszyć.
Wzruszyłam ramionami i z utęskinieniem patrzyłam na pusty kufel.
- Więc? - popędzałam.
- Zajmij się tą... Darią. Żoną Ralpha, ale On ma żyć pamiętaj!.
- Ralph ma żyć... - powtórzyłam - czyżbyś się zakochała? - zadrwiłam i wiedziałam że to prawda.
Fala machnęła tylko ręką.
- Płacę osiem srebra -zaczęła rozmowę o mojej ulubionej części - kasie. Nie jestem ani troszeczkę chciwym demonem, jednak za coś musze żyć, a najbardziej nadaję się przeciez tylko na najemnika bądź skrytobójcę.
- Dwadzieścia teraz, i dwadzieścia po - zaczęłam negocjację.
- Dziesięć po - odpowiedziała.
- To już więcej mam za zarżnięcie świni! - zirytowałam się - dwadzieścia teraz, i dwadzieścia po - kontynuowałam.
- Dobra niech stracę - poddała się.
- Ty zawsze tracisz - zauważyłam.
Odeszła bez słowa. Ja jeszcze będę siedzieć przed pustym kuflem, gdyż słyszałam plotkę że jakiś obcy przybył do miasta.
Wiedziałam że przyjdzie jeszcze tego wieczoru do tej tawerny, każdy przynajmniej odrazu pierwszego dnia po przybbyciu do miasta odwiedza to miejsce.
Skrycie się łudziłam że to Aaron... Że jednak przeżył tą cholerną wojnę.
wasza kolej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nathia
Very bad girl
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: prosto z czeluści piekieł
|
Wysłany: Wto 9:09, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Siedziałam sobie spokojnie w lesie Ferth, wtapając się w cienie drzew. Nie czekałam na kogoś do towarzystwa. Czy przyjęłabym go przyjaźnie? Wręcz przeciwnie - zakłócił mój spokój, więc raczej musi ponieść karę. Nawet tego troche potrzebowałam. Zabić kogoś, powalczyć.
Od pewnego czasu chodziłam do tego lasu. By się uspokić? Co się ze mną dzieje?!
O czym wtedy myślałam? O nowym zadaniu. Cóż, muszę przyznać że nudziło mi się. Mogłabym się wyżyć na tych durnych drzewach, ale gdzie bym potem chodziła? Do tawerny w jakiejś wiosce? Za dużo tłumu. Chociaż z jednaj strony... Na pewno znalazłabym jakiegoś pracodawcę.
Gdy sobie właśnie tak rozmyślałam, usłyszałam trzask pobliskiej uschłej gałęzki. Bez żadnych emocji czekałam, aż 'to coś' podejdzie do mnie bliżej. Po co mam się ruszać z miejsca skoro nie muszę? Zamknęłam oczy i czekałam. Czułam, że to 'coś' się do mnie zbliża i ogarnęła mnie wielka chęć ... ucieczki?! Nie, to chyba tak zaczął na mnie działać brak pracy!! Wstałam bezszelestnie, chowając twarz w kapturze. Dokładnie widziałam przed sobą postać, która znajdowała się przede mną. Ehh... żałowałam, że to tylko pseudosmok koci. Tak mi żal tych zwierząt, że to szok.
- Chachachacha! - roześmiałam się głośno na samą tę myśl. Pseudosmok popatrzył na mnie tymi swoimi ślepiami ze zdziwnieniem. Ciekawe czy mnie zrozumiał? Hehe. Uśmiechnęłam się. Nie chciałam zniszczyć go zaklęciem. Chciałam się z nim... pobawić. Hmm... ten tutaj nie miał skrzydeł. Jak fajnie. Diabelski uśmieszek zagościł na mojej twarzy. Chwyciłam moją chalabardie, która wcześniej oparta była o konar drzewa. Przezuciłam ją pare razy w powietrzu, po czym końcówką z mieczem wycelowałam w półsmoka. Tamten groźnie warknął, lecz słyszałam gorsze odgłosy. Postanowiłam poczekać, kiedy podbiegnie. Nie przeliczyłam się i długo czekać nie musiałam. Ruszył prosto na mnie, lecz odskoczyłam, raniąc go mieczem w jedną z kończyn. Wydał znów jakiś odgłos, nie słuchałam go - myślałam o kimś, kto mnie obserwuje. Odbiłam się od drzewa i stanęłam na grzbiecie i wbiłam mu miecz w szyję. Nim się zorientował co się dzieje, leżał martwy. Mistrz pokazał mi jak się skutecznie zabija jednym ruchem. Zwierze padło na ziemię jak długie. Wyciągnęłam miecz, gdzie było dużo krwi i przejechałam nim swoim palcem. Umoczony w krwi przyłożyłam do ust. Mhm...
- Młody, bardzo młody - szepnęłam.
Zeskoczyłam z martwego ciała i spojrzałam w stronę mojego obserwatora. Z reguły nie lubię jak ktoś przypatruje się co robię, zwłaszcza jeśli chodzi o moją pracę czy rozrywkę. Jego sylwetka poruszyła się i błyskawicznie cofnęła się w głąb lasu bez liści. Wskoczyłam na jedną z gałęzi. Był świetny widok. Jak na dłoni miałam uciekiniera.
- A więc tutaj jesteś podglądaczu - powiedziałam do siebie.
Teraz oddaję Nową Historię w Wasze ręce
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Morfeus
Obrońca niewiernych
Dołączył: 29 Sie 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: spodziewasz się czegoś sensownego?
|
Wysłany: Wto 16:00, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Zaczęło padać. Zmoknięty wszedłem do tawerny pod "Ciernistą koroną" jakaś ta nazwa niezbyt wyszukana. Jak zwykle było pełno ludzi lubiących przetracac szmal i oglądać się za tanimi dziwkami. Coś niedawało mi spokoju. Odwróciłem się, obserwowała mnie jakaś baba, strasznie blada o lodowych oczach i bladej cerze. Spokojnie popijała piwo. Zaciekawiła mnie, taka uroda nie wystepuje u ludzi wiec Ona nie była jednym z nich. Zdałem sobie sprawe że to może być jedna z tych łowców co mnie szukają. Musiałem sie dowiedziec ta niepewność czasem zabija.
Przysiadłem się spokojnie, z bliska wyglądała na bardzo młodą, normalnie gówniarz z alkoholem.
Zabrałem jej kufel i wypiłem spokojnie aczkolwiek prowokacyjnie piwo.
- To dzieci piją? - zadrwiłem z niej.
- Owszem w tych czasach. Jesli Cię nie stac na piwo moge Ci postawic - kąsała słownie.
- Kim jesteś? - zapytałem się w końcu.
- Możliwe że Twoim koszmarem - spokojnie odpowiedziała.
- Jak mam nazwac ten koszmar jakiej rasy? - dociekałem.
- Linran... Dla ciebie Serafin krwi.
Zatkało mnie własnie gadałem z demonem jednak jeszcze jakies przezyły po wojnie o Nighon!.
- a ty?.
- jestem Morfeus byc może nazwa Twojego zgonu - sprowokowałem ją nieświadomie.
- Wiesz że własnie byłeś drugą osobą która mi wypiła piwo. To jest Twój zły dzień! - wrzasnęła i przewróciła stół.
Dobyłem sztyletu jednak Ona była szybsza gwałtownie mnie zaatakowała.
Jednak chybiła, ja także nie jestem wolny.
Czekałem na jej bład płynnie odbijajac ataki.
W końcu go popełniła.
Próbowała rozwalic mi szyje swoim sztyletem ale tylko musnęła i złapałem ją za rękę. Z całej siły wbiłem jej sztylet w brzuch. Wrzasnęła z bólu i upadła na kolana.
Z pogardą w oczach odwróciłem się chciałem już wyjść.
Ale ta nie dała za wygraną, rzuciła sztyletem w moje plecy.
Teraz się naprawde wkurzyłem złapałem ją za włosy i kopnąłem z całej siły w twarz aż zbruzgała się krwią i straciła przytomność.
Wyrwałem jej sztylet z pleców, zatrzymam sobie go na pamiątkę.
Wyszłem z tawerny nie zwracajac uwagi na zaskoczonych i przerazonych ludzi.
Kto dalej?.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jeanne
Dark angel
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z niebisów...
|
Wysłany: Wto 20:38, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
dalej to ja xD tylko ,że nie lubiępisać w pierwszej osobie więc piszę w 3 lepiej mi się opisuje uczucia i mysi
Okolica nie zachęcała do zwiedzania i odwiedzin. Tylko skaliste drogi oraz gdzieniegdzie jakieś samotne góry. W powietrzu unosiła się woń siarki (kit z tym, że siarka jest bezzapachowa – od aut.). Nie było nawet ducha, żadnego stworzenia, nawet cerberów. Noc była bezgwiezdna i gdyby nie płomyk tlący się w ręce Anioła, to zapanowałaby ciemność.
Jeanne zmierzała do pobliskiej tawerny. Przed nią pędził biały jak śnieg jednorożec. Spod jego kopyt skrzył się pył. W mieście Anielice czekało zadanie, nie wiedziała jakie. Miała się o nim dowiedzieć dopiero jutro. Przemierzając bezkresne krainy „rozmawiała” ze swoim towarzyszem. Porozumiewali się za pomocą myśli.
- „Jak myślisz co to będzie za zadanie?”
- „Nie wiem, oby Bóg wyznaczył nas do czegoś fajnego, bo już mi się nudziło”.
- „Oj tak źle nie było. W końcu co może być przyjemniejsze od zabawy ogniem i powietrzem”?
- „Dla ciebie to było fajne, a dla mnie nie. Do tej pory nie odrosły mi wszystkie włosy z ogona oraz grzywy.”
- „Nie użalaj się tak nad sobą. Lepiej podziwiałbyś krajobraz.”
- „Rzeczywiście jest co podziwiać.” – ironicznie pomyślał Jednorożec – „Tylko skały, ciemność i ten nieznośny odór. Żadnej zieleni”
- „Niestety nie możemy nic począć. Ale wiesz co, pocieszę, cię. Zbliżamy się do hydry. Chyba pilnuje jakiegoś teleportu.”
- „Hurra! Mogę zmienić maść? Wtopię się bardziej w tło.” – Stworzenie ucieszyło się na tą nowinę. Widocznie brakowało mu walki. Ale czy jednorożce nie powinny być dobre? Ten jest dobry, ale tak polubił swą towarzyszkę, że przejął część jej uosobienia. Mistyczny koń zmienił się ze śnieżnobiałego na czerń. Jego sierść tak lśniła, że miejscami wydawała się granatowa. Róg także przyjął barwę atramentu. Jedynie co się nie zmieniło to oczy – pozostały złote. No tak jeszcze grzywa i ogon były koloru najcenniejszych monet. Anielice zawsze zadziwiała ta zmiana, także i tym razem patrzyła z uwielbieniem na swojego przyjaciela.
Suknia Anioła się nie zmieniła, nadal została biała. Natomiast zmaterializował się łuk z Drzewa Życia. Drzewo to rośnie w Niebie i tylko Bóg może pozwolić na wyrzeźbienie z niego broni. Co się u Jeanne zmieniło to oczy, stały się granatowe.
- „To co zabawimy się?”
- „Naturalnie, tylko uważaj, bo to hydra morska” – Jednorożec jak zawsze przestrzegał swą Panią.
- „Eh, wiem głuptasie.”
Ogier przyspieszył i zaatakował zaklęciem „Oślepienie”. Zatrzymywało ono przeciwnika na pewien czas, ale jako, że potwór miał 5 głów to sparaliżowało tylko jeden łeb – ten, co został zaatakowany. Anioł naciągnęła na cięciwe strzale i wypuściła. Trafiła celnie w kręg szyjny hydry i tym samym odcięła jej jeden z łbów. Niestety po chwili nowy odrósł jej w miejsce poprzedniego. Na szczęście była słabsza i czarny jak noc jednorożec zaatakował rogiem. Wiedział, że to jest bezowocna walka, bo i tak głowa się odrodzi, ale czekał aż Jeanne zabije resztę strzałami. Niestety nie doczekał się, ponieważ Anielica bawiła się z bestią. Strzelała tak, aby głowy zdążyły się odrodzić.
- „Skończysz wreszcie tą grę?”
- „A co nie podoba ci się?”
- „Nie no, nie mam nic przeciwko temu, ale puk puk czeka nas zadanie. Więc lepiej kończmy to szybko”
Nagle jak na zawołanie, łuk zniknął. Jeanne zaczęła wymawiać słowa starożytnej, potężnej modlitwy:
„Tema que, no aveste re
Kre iltax, vorix, e’
Kre wa, ksa le
Kre muv, kse ex...
Korsista uno ore
Texare lore el ku!
Najt kve siemino ku...”*
Z każdym słowem pojawiała się coraz to jaśniejsza poświata. Przy ostatnim rozbłysło światło, które trwało aż do końca walki. Gdy skrzydła Jeanne poruszały się „do przodu” to za każdym razem wyzwalały tysiące sztyletów w kształcie pióra. Jak jeden mąż poleciały w stronę hydry. Potwór nie miał szans na ucieczkę. Na polu rażenia stał towarzysz Anielicy. Wydawałobysię, że takżę zginie, jednakżę pióra przeleciały przez niego i swój lot kończyły w ciele ofiary. Walka szybko się skończyła śmiercią hydry.
- „I to by było na tyle.”
- „Super, możemy już się udać dalej?”
- „Mi to pasuje. Tylko...”
- „Yhm?”
- „Zapomniałeś o czymś.”
- ‘Nie rozumiem ?”
- „Aleś ty ciemno myślący!”
- ”Nie pozawalaj sobie! I tak jestem wyjątkiem wśród jednorożców bo podróżuję z tobą!”
- „Dobre już dobrze, zapomniałeś się zmienić.”
- „Phi też coś. Już możemy iść?” – Magiczny koń błyskawicznie zmienił barwę maści na białą.
- „Możemy, ale to i tak nie zmienia faktu, że jesteś...”
- „Jeszcze słowo!”
- „.. idiotą!” – Jeanne wykrzyknęła te słowa i zaczęła się śmiać. Zakręciła się wokół własnej osi i poszybowała wyprzedzając jednorożca.
- „I tak cię dogonię! Przecież muszę przybyć przed Tobą!” – Krzyknął w myślach (o ile tak można – dop. autorki) i pogonił za nią.
*Przyjdź szybko, to przecież dzień.
Gdzie walka, odwaga, ja
Gdzie północ, tam wschód
Gdzie południe, tam zachód...
Słuchaj i patrz
Dołącz akurat do nas!
Moc niech ogrania nas...
Słowa modlitwy wymyśliłam ja a język Nathia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eiondare
Zły i niedobry pan w czarnej kominiarce
Dołączył: 09 Sie 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zewsząd
|
Wysłany: Śro 12:01, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Szedłem szybkim krokiem przez zapadającą powoli w ciemności nocy puszczę. Kiedy ten pieprzony las się w końcu skończy?
W końcu. W tej upstrzonej zielenią kniei znalazłem jakiś skrawek lądu wolnego od wszędobylskich roślin. Mała polana to, co prawda, niewiele, ale lepsze to niż nic. Nie mam zamiaru zapuszczać się głębiej w te przeklęte krzewy, już tu jest mi niedobrze - tyle życia dookoła. Widać wpajane przez lata nauki zadziałały, przebywanie wśród nekromantów odcisnęło na zawsze swoje piętno.
Nadchodzi noc. Doskonale, najlepszy czas dla mnie i moich praktyk. Czas posunąć się kolejny krok naprzód. Wymruczałem parę słów szybkiego zaklęcia wykrzywiając przy tym palce w potencjalnie spazmatycznych ruchach. Wstrzymałem oddech. Fala chłodnego powiewu rozlała się wokół mnie. Jedno uderzenie serca później było już po wszystkim. Patrzyłem jak wszystkie pomniejsze rośliny w odległości dwóch metrów ode mnie obumierają i usychają rozsypując się na szary proch. Takie podłoże będzie znacznie lepsze i bardziej praktyczne.
Wyciągnąłem z przepastnej torby pięć widocznie nadużywanych ogarków świec. Nie, nie potrzebowałem ich światła, by rozświetlić mroki puszczy. Widziałem doskonale i bez nich.. W tym czasie, gdy rozkładałem świeczki równomiernie na polanie Mistrzunio zgodnie z przykazem usypał na polu zgrabny okrąg – wciąż śmiałem się w duchu z żarciku, jaki gotowałem mojemu dawnemu nauczycielowi już pośmiertnie. No cóż podróżowanie z całym korpusem mogło się okazać, co najmniej, niewygodne, ale jego moc nawet pośmiertnie mogła się przydać – Pięć świeczek na okręgu.
Mistrz usypywał już żółtym proszkiem z sakiewki – siarka, najlepsza do spowodowania tego, co za chwilę miało się wydarzyć - proste linie między nimi, gdy nagle za sobą w lesie usłyszałem szmer potem nasilający się odgłos przedzierania się przez poszycie lasu. Coś biegło w moją stronę i to coś wcale nie przejmowało się tym, że je usłyszę. Najwidoczniej było niezwykle głupie.
Po paru chwilach z zarośli wyskoczył ogromny wilk – wilk, zwykły wilk, pomyślałem, och dajcie spokój – heh, liczyłem, na, co najmniej, smoka uśmiechnąłem się krzywo. Szybko wymruczałem ostatnie sylaby zaklęcia i z moich dłoni wylał się srebrny pióropusz zmrażającej energii. Trafił w wilka w tej samej chwili, gdy ten skoczył na mnie z rozdziawioną paszczą.
I... przeleciał przez niego, nie robiąc sobie krzywdy. Czar powinien był zabić słabe stworzenie żyjące. Najwidoczniej zwierzę było martwe, albo wystarczająco silne. Silne?... nie, już raczej martwe, martwe i bezmózgie.
Kły wbiły mi się w lewe przedramię, szarpnął, krzyknąłem z bólu. Nie było czasu na wydukanie kolejnego czaru. Mistrz też niewiele mógł pomóc. Nieumarłe stworzenie może i jest głupie, ale przy tym niezwykle odporne na zwykłe ataki. Mistrzowie o tym wiedzieli najlepiej. Szybko sięgnąłem sprawną ręką do cholewy buta, lewą nogą kopiąc wściekłe zwierzę. Wyciągnąłem z niej blady jak ja sztylet rzeźbiony z kości demona.
Pojedyncze słowo Serlax i poczułem jak cząstka mojej życiowej siły ulatuje i nasącza ostrze dawką mocy. Wbiłem sztylet w bok pod żebra chudego zombie. Jęknął, puścił moją rękę. Zaczął się zataczać i potrząsać łbem. Rana na jego boku jątrzyła się białym światłem i zaczynała rozszerzać na całe ciało. Czyż to nie groteskowe zwyciężyć śmierć życiem, tak banalnie proste, ale któż by na to wpadł. W każdym razie nie jest to równie proste jak zabicie kogoś w ciemnej uliczce rzeźnickim nożem.
Zwierze drgnęło, chciało się jeszcze raz rzucić na mnie, ale nim mu się ta sztuka powiodła rozsypało się na pył w wybuchu światła.
Spojrzałem na ranę lewej ręki. Było źle, poza tym zużyłem część swojej życiowej energii. Trzeba było odrobić straty. Podszedłem do pobliskiego dębu i oparłem się o niego dłonią. Ez’her Algren, poczułem wibracje życiowej energii przepływającej z drzewa na mnie. Rany zaczęły się leczyć czułem się lepiej, znacznie lepiej. Nie zwracałem uwagi na spadające z drzewa martwe liście. Taka mała dawka nie zabije wielkiego dębu. Dopóki nie uleczyłem się całkowicie spojrzałem na kupkę pyłu pozostałą po zwierzu. Nieumarły wilk, pomyślałem z pogardą, no cóż mistrzowie będziecie musieli się bardziej postarać by odzyskać wykradzioną przeze mnie wiedzę. Stać was na więcej niż martwe zwierzęta?
Obawiałem się, ze stać ich na dużo więcej i pewnie wkrótce się o tym przekonam. Ale teraz jest robota do zrobienia. Spojrzałem na pobojowisko, jakie zostało po krótkiej walce. Świeczki się wypaliły, siarka zmieszała z pyłem, ta z sakiewki rozsypała się w bezładzie.
Cholera jasna, wszystko zniweczone. Zdenerwowałem się, przygryzłem wargi. I gdzie ja teraz taką siarkę dostane? Westchnąłem. No cóż najwyraźniej czas zapuścić się w bardziej cywilizowane tereny.
Pająkowata dłoń wspięła mi się na ramię. Zarzuciłem płaszcz, zebrałem resztę siarki i ogarki świec do sakwy i wszedłem ponownie w ten cholerny las.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
DeeJay
GM Charon
Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z... placu wojny
|
Wysłany: Śro 13:48, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Ocknęłam się i gratis zaksztusiłam krwią. Brzuch okropnie mnie bolał musiała szybko wyciągnąć nóż. Miałam tylko nadzieję że nie był zatruty.
Po mału wstałam nie mogłam sobie pozwolić na ani chwilę słabości bo to mnie może zgubić. Zatoczyłam się jeszcze ale przynajmniej nie upadłam.
Cholernie zabolałam mnie twarz, gdy przetarłam ręką usta całą rękawiczkę miałam upaćkaną szkarłatnym płynem. Przynajmniej teraz wiem że demony mają czerwoną krew a nie fioletową - pomyślałam z ironią.
Najlepsze jest jednak to że wszyscy się na mnie patrzeli ale nikt mi nie pomógł. Ciekawe...
Teraz dopiero zauważyłam że ten Morfeus zabrał mój sztylet a ja musze go odzyskać tylko gdzie ta zaraza poszła!?.
Wyszłam z tawerny i... okazało się że On stoi naprzeciwko niej. W szparze między domami. Bez wahania podeszłam do niego.
- Mało ci? szukasz śmierci? - syknął
- Nie sztyletu a TY go masz - stwierdziłam.
Nie miałam ochoty na walkę byłam zbyt osłabiona a nie chce umierac z ręki tego dupka elfa.
- Dam Ci go, jak mi powiesz dlaczego jak reszta Serafinów krwi nie chodzisz ubrana w białę szaty tylko jakieś czarne... szmatki.
- Poprosze o łatwiejszy zestaw pytań! bo na te Ci nie odpowiem ! - zdenerwowałam się.
- Dobra trzymaj nerwusie - rzucił mi mój sztylet.
- Najchetniej to zrobiłabym tak abyś błagał mnie o przebaczenie - powiedziałam.
- Taa na kolanach jeszcze co? - zażartował - Ty masz mój nóż może mi go tak oddasz? - kontynuował.
- Nie. Chce kiedyś wsadzic Ci go do oka - podsumowałam - do zobaczenia i obiecuje Ci że przy następnym spotkaniu ty bedziesz lizał podłogę.
Odwróciłam się czujnie ale usłyszałam tylko jego chichot.
Musze iść zabic tą Dianę. Teraz już wiem że tego elfa trzeba skreślić z listy żywych za bardzo się zainteresował moją osobą. Zajme się tym już niedługo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tima
Inkwizytor-akwizytor
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z europejskiego nawozu
|
Wysłany: Czw 14:12, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Tymczasem...w tawernie Barcadii siedze sobie z flakonikiem krwi i zastanawiam się jak ten głupi pies Sora nie stracił jeszcze zębów.... Ze współczóciem spojrzałem na to co zostało po tym gnojku który nam przyniósł jedzenie...ehhh a był taki młody..... Wtedy z zadumy wyrwał mnie posłaniec zakonu z kolejnym zadaniem: Tym razem poprzeczka postawiona została wyżej.... Przynajmniej choć raz nie jest to jakieś plugawe bractwo szambowników- pomyślałem. Sora już chyba skończyła przedobiad wiec można ruszać. Naszym celem jest jakiś elf zabijający szlachciców w dzielnicy rządowej... jak są jeszcze ciała jestem pewien że Sora sie ucieszy....No to rusz tyłeczek I idziemy!!!
Mniejsza z tym...
-brew temu co twierdzisz mój Papa Mobile jest na dworze....a za te obelgi to sobie pobiegasz ...bo ja ci nie pozwałam.....
No dobra jest północ a tego pierona nadal nie ma.......Zaraz. Coś widzę... już wiem czemu nikt inny nie chciał sie tym zajać....
No dobra zastanawiam się jak mu wyrwać nogi z +miejsca gdzie plecy tracą swą szlaczetną nazwę+ i wsadić z powrotem do gardła.......do jego gardła to jesze moje by spokojnie weszły......straciłem apetyt...ale za to Sora podejrzanie sie usmiecha.
-tradycyjnie lewa rączka prawa rączka??
-no pytosz!!
Jak tak teraz na niego(elfa) patrzę to wyglada całkiem groteskowo z tym mieczem w japie.......Ze tez sie jeszcze rusza!!
-Grzeczny chłopczyk patrz no na te nożyki który ci sie najbardiej podoba?Ten??
Odciąłem mu nim gardło bo mi biskup nie ufa a cóz go bardziej przekona o wypełnionej misji....co do reszty zgniłka
-Sora.Smacznego
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tima dnia Sob 13:47, 02 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nathia
Very bad girl
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: prosto z czeluści piekieł
|
Wysłany: Pią 9:37, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Nie musiałam się męczyć, w końcu i tak dogoniłam podglądacza. Miało się treningi u Mistrza Demonów Nocy no nie? Uśmiechnęłam się kolejny raz po nosem.
Wyskoczyłam tuż przed obserwatorem. Okazało się, że to demonica. Blech - srebrne loki?
- Szukasz czegoś? - zapytałam z wyższością, nie ukazując nadal twarzy.
- Najemnika imieniem Jessica. To ty? - zapytała.
- Może tak, a może nie. To zależy od tego co od niej chcesz i po co tu przylazłaś.
- Mam do niej zadanie. Podałam już powód dla którego tu jestem.
- Ale się nie przedstawiłaś. - dodałam z ironią.
- Me imie jest nieważne. - podeszłam do niej i przytknęłam spokojnie ostrze mieczu do jej gardła.
- Jeśli chcę wiedzieć jak masz na imię, masz mi je podać. Zrozumiano?
- Dziwię się, że mnie nie kojarzysz. Jestem Fala.
- Fala? Hmm... Twoi rodzice niezbyt trafne imię znaleźli do ciebie. O jakim zadaniu mówisz?
- Poszę cię o zabicie Darii, żony Ralpha. Ale jego nie zabijaj.
- Czyżby chodziło o jakieś amory? - roześmiałam się głośno, nie szczędząc głosu.
- Nie twoja sprawa.
- Ile mi zapłacisz za wykonanie roboty? - umilikłam i spojrzałam na nią wymownie. Szkoda, że ona tylko ujrzała czerwony błysk moich oczu.
- Osiem srebra.
- Osiem? Jaja sobie ze mnie robisz? Szukaj innego najemnika. - Już chciałam odchodzić, gdy ona krzyknęła za mną:
- No dobra, 10!
- Najmniej 30. - lubiłam irytować ludzi. Co prawda forsa mi potrzebna nie była, ale jak dają - trzeba brać.
- Dobra, ale z góry. Zapewne nie masz przy sobie, więc jutro przyjdę do tarweny "Ciernista Korona" i masz tam być. - Pogroziłam i schowałam miecz. Gdy już szłam w swoją stronę krzyknęłam na pożegnanie : - Zalecam zmienić fryzjera!
Hehe, jaka ja lubię być złośliwa dla kogoś kogo nie lubię. Szkoda, że tej całej laleczki nie mogę zabić. Hmm... A gdyby zabić Darię i jej mężusia? hehe. Ciekawe jak by to na nią podziałało.
Gdy wychodziłam z lasu, poczułam krople deszczu. Znów pada? A może nareszcie? Nie wiem, ważne żeby to mi nie przeszkodziło w wykonaniu zadania. Ruszyłam brudnymi ulicami, śmierdzącej wiochy w stronę tawerny...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
DeeJay
GM Charon
Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z... placu wojny
|
Wysłany: Pią 16:21, 01 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Rozpadało się okropnie. Byłam wściekła musiałam wrócić do tawerny gdyż nie chciałam zmoknąć. To zadanie chyba nie zostanie wykonane tak szybko jeśli nie przestanie padać. Dario masz piękne szczęście chyba że przyjdziesz w progi owego cholerstwa.
Gdy weszłam do środka był wolny tylko jeden stolik i aż się roześmiałam bo akurat ten który przewróciłam. No cóz trudno... Postawiłam go na czterny nogi gdy usiadłam myślałam że załamie się z bólu. Niech to szlag, demony i tak potrafia znosić poważne rany bardzo dobrze ale przecież ból zawsze jest. Cieszę się tylko że jestem na tyle doświadczona że nawet niedyspozycyjnie zabiję Darię. Mam tylko nadzieje że to nie jest podstęp tego pudla Fali, bo nie urodziłam się wczoraj i wiem że niezła żmija z niej jest. Kto wie? może zatrudniła jeszcze kogoś i ten ktoś może tez mnie chcieć zgładzić?. Machnęłam ręką co się ze mną dzieje? ja myślę! chyba trzeba to wystawić na tablice ogłoszeń bo co gorsza zaczynam się o siebie martwić!.
Zamówiłam trzecie piwo, myślę że tym razem dopije ten wywar korzenny który jest naznaczony jakąś klątwą. Nie powinnam się jednak martwić bo do trzech razy sztuka.
Posiędzę teraz tutaj, upiję się a jak przstanie padac chwiejnym krokiem pójdę uciszyć babkę.
Oby tylko nie wlazł tutaj jakis pijak, gdyż musiałby się przysiąść do mojego stolika. czemu te tawerny Boże stworzyłeś takie małe?...
Ne stać Cię na cos większego czy co...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jeanne
Dark angel
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z niebisów...
|
Wysłany: Nie 17:01, 03 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Już po niecałej godzinie Anielica zauważyła światła miasta. Z Jednorożcem rozstała się zaraz po walce. Dała się przegonić, aby mieć czas do namysłu. Zastanawiała się, z kim będzie musiała walczyć i w jakiej sprawie. Musiało być to coś ważnego skoro Bóg wysłał ją do takiej... dziury.
- Bree... Brzmi podobnie do Bier (czy. Biir – piwo). Oby był tam dobry napitek. Hmmm na przykład taki pitny miód, pychota! Może też kogoś fajnego spotkam? Nie Jeanne, o czym Ty myślisz! Masz Gabriela poderwać a nie jakiegoś chłopa! – Gdy tak myślała to zbliżyła się na taką odległość do wioski, iż niepożądane byłoby by ktoś rozpoznał ją jako Anioła. Lekko wylądowała na ziemi i za pomocą magii schowała skrzydła. Zarzuciła na plecy płaszcz i resztę drogi przebyła na pieszo. Zapukała do bram miasta, a jako że nikt nie otwierał to wdarła się:
- Jest tam kto?! Leniu śpisz czy warte pełnisz?!
- A kto pyta?!
- Nieważne kto, otwieraj.
- Ale musze wiedzieć, jaki masz powód by zawitać do miasta.
- Nie twój zasrany interes, otwieraj albo sama otworze!
- Uhuhu... jaki niewyparzony język. Na pewno musisz być smaczny. – Po tych słowach brama się otworzyła, ale zamiast staruszka zastała demona, który się na nią rzucił.
- Wiem, że jestem piękna, mądra i w ogóle, ale czy czasem Jednorożec nie ostrzegł że jestem też niebezpieczna?
- A ten konik, co tu przebiegł, zrobił widowisko i pobiegł dalej? Chciałem go zabić, niestety zwiał mi nim się obejrzałem.
- A zamknij się już, nudzisz mnie. – Wyjęła swój miecz i bez słowa odcięła głowę przeciwnikowi. Nie musiała żadnej magii używać, aby mieć pewność, że demon zginął. Ważne było, że ją teraz przepuści, a jak umrze to trudno, jak nie to jeszcze lepiej. Pośród gapiów udała się do tawerny. Gdy weszła do jej nosa uderzyła nieprzyjemna woń potu, krwi oraz jakiegoś innego niezidentyfikowanego zapachu. Usiadła przy barze i zamówiła wino. Miodu nie piła przed wykonaniem zadania. Gdy tak raczyła się trunkiem spostrzegła, że nie pasuje do tego obskurnego miejsca. Tutaj wszyscy byli ubrani na ciemno, pobrudzeni krwią, etc.
- „A fuj! Jak tu cuchnie” - Pomyślała. Gdy weszła, wszyscy się spojrzeli na nią wymownie. Głosy umilkły, a oczy gapiów prawie wyleciały z wrażenia. No tak, przecież była tutaj najczystsza i nie przypominałam... hmm... tubylców.
- No co jest? Co się tak tu cicho zrobiło? – Odpowiedział jej cisza. Podeszła do baru – Macie miód pitny? – Na te słowa, cała tawerna zagrzmiała od śmiechu. Barman odpowiedział tylko:
- A ja jestem aniołek Gabriel! Chachacha!! – tym razem nie wytrzymała. Będą obrażać JEJ Gabriela?! Podniosła szlachetne 4 literki i chwyciła faceta za szyję. Nikt nie zauważył, że jego nogi nie sięgają podłoża dobre 10 cm.
- Lepiej nie obrażaj Aniołów, bo zarobisz mieczem w brzuch. Na twoim miejscu bym się bardziej zastanowiła co mówię, zwłaszcza w obecności Anioła Magii. – Puściła go, a wokół obecnych znów zapanowała cisza. Po chwili ciche szemranie. Poczuła, jak ktoś chwyta jej ramię. Puściła wystraszonego kolesia i odwróciła się do ‘ktosia’. Nie widziała jego twarzy, krył ją za kapturem.
- Anioł. To mój szczęśliwy dzień.
- Kim jesteś, że tak się szczycisz tym spotkaniem?
- A możliwe, ze kimś kto jest ci bardzo bliski. Twoim koszmarem – podniosła głowę i Jeanne mogła przyjrzeć się jak kaptur stopniowo opada. Jej krwisto czerwone włosy opadły na ramiona, a na twarzy gościł diabelski uśmieszek.
- Słuchaj, szukam kogoś, więc mi w tym nie przeszkadzaj. – odwróciłam się do niej plecami. Nie zamierzała się z kimś teraz bić – czeka na tego, kto przekaże jej treść zadania.
- Na twoim miejscu nie igrała bym ze mną – poczuła jak coś przecina ramię. Ostry ból temu towarzyszył, więc momentalnie wstała, przewracając krzesło.
- Sama tego chciałaś – Anielica zmaterlizowała swój miecz. W tym samym czasie, demonica podniosła ostrze i przetarła je palcem.
- Rzeczywiście Anioł.
- Lepiej walcz a nie bełkocz pod nosem – zwinnie chwyciła miecz, zamachnęła się i uderzyła bez wysiłku. Zdziwiła się, że to wie. Umie odczytać wiek i rasę z ... krwii?
Ramię trochę bolało, ale postanowiła, że gdy skończy z nią to je uleczę. Demonica odparowała cios.
- Długo czekałam tej godziny. Wreszcie mogę się odpłacić. - Zdążyła usłyszeć tylko rozmowy tubylców :
- Kto by pomyślał? Walka między Aniołem Nocy a Demonem Nocy. No no...
- Słyszałem, że ona była pod władzą Demona Mocy, ale się powyżynali i przeszła do Nocy.
- A ten Jednorożec... możliwe, ze przybył razem z nią...
Rozgorzała walka, więc nie słyszała dalszej części rozmowy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jeanne dnia Wto 15:55, 17 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
DeeJay
GM Charon
Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z... placu wojny
|
Wysłany: Nie 18:56, 03 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Zauważyłam że przy barze rozpoczęła się jakaś jadka. Ciekawa wychyliłam się i zobaczyłam ollala, anielice walczącą z jakimś podemonem. Bożeeeeeee wykazała sie niezwykłą zrecznościa że go jeszcze nie zabiła... Nie mogłam patrzeć na to... coś. Przeciez mój demoniczny ród nie może zostać ośmieszony przez takiego idiotę. Nie mogło to tak sie skończyć nie będę dłużej patrzała na to jak demonek nie potrafi sobie poradzić. Z nerwów postanowiłam go zabić. Podeszłam spokojnie do barku nawet mnie nie zauważyły. Co za spostrzegawczoć. Znalazłam się za tym diablikiem nie demonem. Złapałam szybko za ten szpetny pysk i ukręciłam go. Zgon nastapił już przy pierwszych słowach zaskoczenia "kurw..." . Anielica spojrzała się na mnie jakbym miała zawieszony wielki kawał mięsa na ryju.
- kiełbasa cie ugryzła że się tak gapisz? - zapytałam się.
Zamrugała i wyniosłym głosem powiedziała:
- kolejny demonie ukarzę się w imię Boże!
- daruj sobie... bo nie moge sie śmiać - stwierdziłam.
Oburzona i wściekła podniosła na mnie miecz. Była na niej duza głowa jednorożca zastanawiałam się gdzie jest reszta...
- co to za zabawka? - zainteresowałam się.
- to nie zabawka! to Boski miecz którym cię zniszcze!.
Głęboko westchnęłam.
- słuchaj nie mam czasu na zabawy czekam na zlecenie będę wolna jutro -z ironia spojrzałam się na nią i spowrotem usiadłam przy swoim stoliku gdzie czekało na mnie piwo...
Ps. Jeanne wybacz za takie hasełka ale nie miałam pomysłu ciekawie bedzie jak nasze się zaprzyjaźnią ;0
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eiondare
Zły i niedobry pan w czarnej kominiarce
Dołączył: 09 Sie 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zewsząd
|
Wysłany: Śro 21:43, 06 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Zielony błysk najpierw mnie oślepił, a potem przekłuł moje ciało na wskroś promieniem. Poczułem jakby mój duch chciał przez chwile opuścić ciało. Tak działała magia nekromantyczna, ta, której się uczyłem przez całe dotychczasowe życie.
Szybko wstałem z wilgotnej ziemi. Lewym uchem usłyszałem kolejną szeptaną magiczną inkantację. Ziemia wokół mnie zaczęła się poruszać. Co najmniej w pięciu miejscach wokół mnie powoli podłoże zaczęło się wznosić tworząc małe pagórki. Cholera jasna, mam mało czasu. Rozejrzałem się szybko wokół siebie. W ciemności dostrzegłem skrytą sylwetkę mojego kolejnego przeciwnika. Młody uczeń, pomyślałem. Rzeczywiście muszę być bardzo ważny, skoro posyłają za mną swoje młode nabytki. Mentalnie kazałem dłoni zejść mi z ramienia i ukryć się w lesie. Pagórki już znacznie się wybrzuszyły i ziemia zaczęła się osypywać.
Za długo myślałem. Kolejny zielony promień strzelił mnie w pierś. Tym razem się oparłem zaklęciu. Czas pokazać, kto tu rządzi, pomyślałem. Szybko cofnąłem się w głąb lasu, mając nadzieję, że jego wzrok mnie zgubi w ciemności.
Mag podszedł kawałek ku mnie chcąc złapać mnie w zasięgu wzroku. Wychynął zza krzaków i wtedy rozpoznałem jego twarz. To był Desmond, ambitny uczeń jednego z mistrzów wskrzeszania nieumarłych. Sam przyłączył się do klanu, chcąc zgłębić wiedzę dającą mu władzę nad śmiercią. Uczył się szybko i ciągle stawiał przed sobą nowe wyzwania. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, iż sam zaproponował, że będzie mnie ścigał. Wyszedłem trochę bliżej, mu na spotkanie.
- Widzę Desmondzie, że wciąż gonisz swoje ambicje – Rozpocząłem konwersację. Z małych kopczyków w ziemi powoli zaczynały wyłaniać się kościste łapy stworzonych przez maga szkieletów
- I dogonię ją wraz z zabiciem ciebie zdrajco – Desmond podszedł jeszcze bliżej ukryty za wskrzeszonymi szkieletami, które już stawiały dłonie na podłożu szukając wsparcia dla rąk.
Zaczął czarować
- To bardzo wysoko postawiona poprzeczka – odparłem – Chyba nie mierzysz za wysoko
Rozpocząłem swoją inwokację. Szybko przebierając palcami w powietrzu i mrucząc tajemne słowa. Przy czym cofałem się w głąb lasu, by ukryć się w ciemności poszycia. Desmond skończył pierwszy. Z jego palców wystrzeliła fontanna srebrzystego światła. Ten sam czar, którym próbowałem pokonać wilka. Głupiec, w tak gęstym poszyciu i w ciemności straci tylko czar.
Tak jak myślałem. Światło trafiło w okoliczne drzewa i krzewy, które zwiędły pod dotykiem mroźnego powietrza. Skończyłem swoje zaklęcie ładując palce swych dłoni śmiertelną energią. Podbiegłem do pobliskiego pokaźnego drzewa z krzykiem:
- Pokonałem twojego zwierzaczka, Zrobię to samo z tymi badylami, które przyzwałeś.
Szkielety już wydobyły się spod ziemi. Strzelając kośćmi w stawach. Ruszyły ku mnie ze śmiertelnie pustymi spojrzeniami w oczodołach. Szybko przejechałem dłonią wokół pnia. Drewno zatrzeszczało, złamało się i spadło na szkielety gruchocząc im kości. Desmond kończył kolejne zaklęcie. Ale nie skończył. Szkieletowa dłoń na mój mentalny rozkaz wyłoniła się z ciemności za nim i sparaliżowała swym dotykiem.
Podszedłem do młodego ucznia. Na jego wykrzywionej twarzy malował się wyraz zaskoczenia i strachu. Desmond był przystojnym młodzieńcem. Uznałem, ze może się okazać jeszcze przydatny, a przynajmniej jego część.
Uklęknąłem nad nim. Wyciągnąłem sztylet z buta i sprawnym ruchem poderżnąłem mu gardło. Wykrwawiał się i charczał przez chwilę, zanim jego oczy się zamgliły. Wyzionął ducha. Zebrałem jego krew do fiolki. Może się okazać przydatna w rzucaniu zaklęć, czy rytuałach.
Przyłożyłem jeszcze sztylet pod jego brodę, wbiłem w skórę i powoli wycinałem płat przystojnej twarzy zmarłego. Mogłem to zrobić, gdy był sparaliżowany, ale, po co? Czy musiałem go torturować. I tak niczego bym się nie dowiedział, a śmierć była tylko jedna dla wszystkich cierpienie ofiary wcale nie robiło z niej jakiegoś zachwycającego widowiska.
Powoli, acz nieco brutalnie zerwałem skórę z jego twarzy. Popatrzyłem na nią przez chwilę. Odwróciłem zakrwawioną częścią. Wyszeptałem słowa zaklęcia i przyłożyłem do twarzy. Wilgoć krwi młodego adepta przesiąknęła mą skórę. Jej chłód rozlał mi się po twarzy. Po paru chwilach skóra scaliła się z moją właściwą przykrywając blizny. Z oczodołu wyzierało tylko szmaragdowe oko.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Maska starczy na parę dni zanim zacznie gnić i śmierdzieć. Przynajmniej będę o wiele przyjaźniejszy dla otoczenia, pomyślałem ze zgryźliwym uśmieszkiem.
Słyszałem ze na wschodzie jest jakaś wioska. Szybko ruszyłem w tamtą stronę, mając nadzieję, ze z nową twarzą przyjmą mnie w bramach bardziej gościnnie niż zwykle. Może nawet karczemne dziewki się pokuszą.
Troche mnie nie było. Komp mi nawalił, ale wróciłem. Czekam na części powieści w wykonaniu innych forumowiczow
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Morfeus
Obrońca niewiernych
Dołączył: 29 Sie 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: spodziewasz się czegoś sensownego?
|
Wysłany: Nie 14:02, 17 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Zaczeło padać. Cholera niech to gówno z nieba spadać przestanie!!!.
Jestem elfem, ale nie lubie być mokrym elfem i miec gacie oraz inne częsi garderoby cale mokre!!.
Nasz bog sie zlitowal przestalo lac. Juhu ale zem wdzieczny. zaczolem bez celu szwendac sie po miescie. Co ja tutaj robie wogole?. Juz wieczora a przciez ja musze uciekac jak najdalej. Najlepiej na wyspe pustelnika... albo ta co tyle legend jest i obtaczaja ja syrenie wiry. Wyciagnalem z kieszeni fajke, nabilem ziolem i skierowalem sie w strone bramy miasta. Szyja szczypiala mnie jak diabli ta mala demonica niezle juz praktukuje w swoim zawodzie. Mam nadzieje ze nie wda sie zakarzenie.
Nie chcialem sie pokazywac przy bramie. Wszedlem na najblizsze dzrewo i normalnie spokojnie z gracja przeskoczylem mur z fajka w gebie. Ladowanie nie bylo takie mile wyrznalem ryjem w ziemie. Zlamala mi sie fajka. Trzeba jeszcze pocwiczyc, oslabiony jestem. Siadlem pod murem i z zaloba zbieralem pozostalosci fajki. Nagle moje czule uszy uchwycily cichutkie kroki. Ktos zblizal sie do miasta.
Cezkalem w napieciu. Byle nie po mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nathia
Very bad girl
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: prosto z czeluści piekieł
|
Wysłany: Sob 14:19, 28 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Rozpoczęłam walke. Wreszcie mogłam odpłacić tym ANIOŁOM za wszystko! Kiedy oni byli jak mordowali moją rodzine?! KIEDY I GDZIE?! W mojej głowie huczała tylko jedna myśl : zabij ją!! W pewnej chwili poczułam jak coś chwyta mnie za głowę. Usłyszałam szczęk pękanych kości i upadłam...
Ogarnęła mnie ciemność. Chwilowa. Po paru minutach otworzyłam oczy. Ktoś mnie ciągnął za nogi do jakiegoś magazynu. Jednym susłem wstałam. Popatrzył na mnie głupkowato, z przerażeniem.
- ty.. prze... - niedokończył zadania. Przeciąłam tętnicę jednym z moich pazurków. Hihi.
Koniec tego gadania. Wyszłam wkońcu do tarweny i ujrzałam jak anielica rozmawia z jakąś ... hmm... trudno określić. Wolniutko i ze stoickim spokojem podeszłam do nich.
- ...wolna jutro...
- czy to ty półdup** próbowałaś mnie zabić? - spytałam dziewczynę, która sączyła piwo. Popatrzyła na mnie głupkawo. Odepchnęłam anielicę i wywróciłam stół. - Myślisz że byle co może mnie zabić?! - krzyczałam do niej.
- wylałaś moje piwo. - odpowiedziała i rzuciła się w moją stronę. nie wiadomo kiedy dołączyła się do naszej walki anielica.
- niezła gadka. dwa demony jednego dnia. - dodała i nim sie zorientowała wyleciała oknem na dwór. po chwili dołączyła do niej dziecinka sącząca napój nieodpowiedni do jej wieku.
- lepiej poplotkujcie sobie obie przy miodzie pitnym! - wykrzyknęłam i skoczyłam w górę. mój płaszcz opadł na ziemię. ja tymczasem miarowo machałam moimi czarnymi skrzydłami w powietrzu. w ręku trzymałam chalabaldier i miecz, gotowe do użytku. po chwili zanurkowałam szykując się do ataku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ymacvxt
Gość
|
Wysłany: Wto 16:49, 03 Kwi 2007 Temat postu: obtjrp |
|
|
Hello cool site, thanks !!! 1175594439
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|